
Chwila wytchnienia.
Spokój.
Nikt nic nie chce.
Błogość. Zasypiam.
Jednak ktoś coś chce. Świeżo upieczona borzojowa mama Nela drze japę przeraźliwie przekrzykując drącego się tak samo malucha, który wypełznął z leżanki.
Zimno. Zapomniałam, że przysnęłam w wannie. Trzecia w nocy, czy trzecia nad ranem, czy to to samo? Czas w ostatnich tygodniach zatarł się. Jakby ktoś gumką myszką wymazał godziny na cyferblacie mojego zegara. Nieważne.
Zasypiam przy kojcu, masuję brzuszek drącego się malucha, który nie może się wysrać. Ja – zmarznięta, ale czysta właścicielka stada borzojów. Jest. Twardy, mały bobek wyskoczył na świat pozwalając mi przymknąć oko. Oka przymknąć nie pozwala Nela, która szturcha moją rękę. Ma ochotę na siku więc wstaję, otwieram drzwi, wypuszczam Nelę, wpuszczam Didi ( drugą borzojową mamę, bo Pan Bóg tym razem obsypał mnie szczodrze) do starszaków w pokoju obok. Kawa. Myję podłogę, bo maluchy rozpełzły się zasikując pokój. Na leżankę nie szczają. Arystokracja od siedmiu boleści. Podkładów im mało. Didi jednak wychodzi z leżanki, maluchy chcą ją gonić z powodu niewystarczającej dawki mleka na dzień dobry. Srają. Podłoga była czysta. Zbieram. Lecę podgrzać wodę, aby maluchom dać mleko. Najedzone usną z pewnością spokojnie. Kawa. Piją mleko włażąc w miskę. Siadają w niej i jakby myślą, co zrobiły. Jest miło, ciepło i klejąco. Wycieram maluchy po wspaniałej zabawie i układam na leżance.
Wychodzę z założenia, że każde doświadczenie jest potrzebne więc niech siedzą w mleku. Może tam nie najszczały. Kawa. Zimna. Myję podłogę jeszcze raz. Po kupach i po mleku. Maluchy śpią, wycofuję się z pokoju. Włażę do łóżka. Zamykam oczy i od razu je otwieram lecąc do drzwi, za którymi stoi Nela. Nela w domu zaczyna szczekać przy lodówce. Chce jeść. Daję jej mleko. Nie chce. Wołowina. Nie chce. Kurczak. Wpieprza jakby nigdy nie jadła. Znaczy na kurczaka ma smak. Tak samo jak Didi. Nic innego jeść nie chce. Czekam. Nela niespiesznie gryzie drobiowe kości. Broń Boże patrzeć na nią, bo przerywa żarcie i udaje, że jej nie ma. Złodzieje tak mają.
Czekam. Kawa.
Kończymy.
Nela układa się koło maluchów i zasypia. Przytulam maluchy, całuję w główki i też włażę do łóżka.
Otwieram oczy. Ktoś uparcie leci z klaksonem pod bramą. Kurier. Dzięki Bogu jest Przemek. Pomaga. Odbiera. Jest prawie południe. Myję podłogę, starszaki szczają, żrą mleko, maluchy piszczą, bo Nela ma go za mało. Przychodzi Didi. Dokarmia. Włączam pralkę z zasranymi drybedami. Ważę jednych, potem drugich. Drugich w sumie ważyć już nie muszę, bo rosną jak na drożdżach. I srają. Kolejna paczka podkładów znika. Kolejne pudełko mleka wypite. Maluchy rosną, są fajne, jest git. Przytulam, całuję. Zasypiam. Spadłam z krzesła, mam guza na głowie. Staram się przypomnieć co robiłam. Didi chce mleka. Robię, dodaję żółtka. Zostawię białka, zrobię bezy. Wywalam białka, nie mam czasu na kuchnię. Kawa. Starszaki znów zasrały podkłady, przyszłam za późno. Ładne żółte łaty są wszędzie. Staram się chusteczkami dla niemowlaków zetrzeć z nich kupę. Nie da się. Przynoszę ręcznik i miskę ciepłej wody. Są czystsze. Wycieram ciałka ciepłym mokrym ręcznikiem. Srają na mnie. Kocham je bardzo. Czyszczę dalej, układam, zasypiają. Myję podłogę. Jest czysto. Jedzie trochę octem, ale zaraz wyparuje. Robi się ciemno. Za chwilę przyjdzie noc i odpocznę. Odpocznę. Zasnę.
Siadam na brzegu łóżka, patrzę na maluchy. Kochane. Śpią. Kochane. Nela podrzuca moją rękę do góry i ściąga ze mnie kołdrę. Wypuszczam ją. W domu cisza. Dobrze, że Darek pomaga i nie latam już między pokojami. W nocy wpuszcza do pokoju Didi, która dokarmia starszaki, bo spać z nimi nie chce. Dariusz gówien nie sprząta, ucieka do pracy. Myję podłogę. Śmierdzi. Przecież ją umyłam. To ja śmierdzę. Łażę w tej usranej piżamie od wczoraj. Napełniam wannę i przygotowuję czystą piżamę, abym nie założyła starej. Smaruję żelem do włosów ciało i nakładam czyściutką piżamę. Kurwa. Żel do włosów. Napełniam wannę. Śpię. Myję podłogę. Karmię. Zbieram gówna. Na szczęście. Mimo wszystko kocham tą robotę. Gaszę światło. Zapalam.
I tylko zastanawiam się czasami jaki środek odurza mnie tak, że funkcjonuję od miesiąca bez spania. Że nie mam nerwów, tylko latam jak młódka, przeskakując kojec, uprawiając jedyną w swym rodzaju ekwilibrystykę czterdziestoparolatki. No bo jak wejdę normalnie, to maluchy usłyszą i wszystkie się obudzą. Coraz wiecej czasu trzeba im poświęcać. Lubią być ze mną. Zachwycam się otwartym okiem, każdym gramem rosnącego ciałka, interakcjami maluchów i niesamowitą pomocą Didi w dokarmianiu licznego miotu Neli. Ja. Idiotka, która zachowuje się jak młódka w połogu.
Ktoś kiedyś powiedział, że wszystko się da jak robi się to z miłością.
Mam nadzieję, że nigdy nie zaśpię.
HODOWCA NA HAJU cz.II
HODOWCA NA HAJU część ostatnia
Sesja zdjęciowa do w/w tekstu została zrobiona telefonem. Prosimy więc o przymrużenie oka na jakość oraz treść. Podczas sesji maluchy nie ucierpiały. Zasnęły smakowicie na mojej twarzy. Było ciepło i bardzo miło. Ja w tym wszystkim jestem najmniej ważna.