
FRANKI
To była moja trzecia impreza rangi mistrzowskiej w Szwajcarii. Mimo różnych przygód przywoziłem do Polski dobre wyniki. W 2009 roku byliśmy na Mistrzostwach Europy w psich zaprzęgach, pamiętam z tego wyjazdu kilka rzeczy: nasz złoty medal i tytuł, upalną pogodę jak na luty, przygodę z psim mięsem oraz to, że zostaliśmy okradzeni w hotelu przez pokojówkę z dość potężnej ilości franków. To mało prawdopodobne, ale tak właśnie było. Kto mnie zna wie, że stety-niestety jestem pamiętliwy. W tym roku więc wywiozłem ja ze Szwajcarii tyle ile się dało. Marzenia innych o czerwonym czapraku, dwa czerwone czapraki, dwa tytuły Mistrza Europy i v-ce Mistrza Europy. Tak się tylko zastanawiam czy tak miało być? Czy mogło być inaczej?
Zawsze może być inaczej, zawsze coś pokrzyżuje plany i nie do końca jest tak, ja byśmy tego oczekiwali. Jednak długoletni plan pracy, treningi, notatki, wnioski, życie z chartem i łut szczęścia, które spotkały się razem w Lotzwil pozwoliły jednej z moich suczek wygrać II BEST IN FIELD na tegorocznych mistrzostwach. I trudno oczekiwać, aby wybiegał go ktoś inny niż SZCZĘŚCIARA z Jurajskich Biskupic. Kiedy wracaliśmy z ceremonii zakończenia z dwoma złotymi medalami i jednym srebrnym, jeden z moich kolegów stwierdził: – Dżu, powtórzyć to będzie cholernie ciężko. Ocierając łzy odpowiedziałem: – Nic dwa razy się nie zdarza, a najważniejsze to, że nic nie muszę już nikomu udowadniać. Za rok znów mistrzostwa i wiesz kogo tu nie ma ? …. więc Chwilo ( z Jurajskich Biskupic) trwaj! Rozpoczęliśmy drugi dzień świętowania wyników mistrzostw, bo dzień wcześniej na podium stały nasze polskie charciki włoskie.
ZEGARKI
Nigdy do zegarków nie przywiązywałem uwagi. Ale ten, który rok temu dostałem od naszych znajomych ze Szwajcarii będący symbolem podziękowania za nasze borzojki Samochwałę i Czarodziejkę cenię i noszę z sentymentem. Zegarek jest czerwony z białym krzyżem na cyferblacie. W zasadzie nie patrzałem na niego często podczas mistrzostw w Lotzwil. Biorąc pod uwagę rozmach i wielkość imprezy wszystko było na czas. Nie wierzyłem, że biegi będą rozpoczynać się punktualnie o 7 rano, a ceremonia odbędzie się według grafiku o 19. Wszystko bardzo sprawnie było zorganizowane. Publiczne losowanie par psów do biegów i sędziów na parkury odbywało się dzień wcześniej i wykluczało jakiekolwiek spekulacje o układy. Zdarzało się i tak, że kilka psów przejechało ponad 1300 kilometrów po to, aby przebiec się na mistrzostwach z psem swojego kolegi z podwórka.
SER
Pyszny, żółty z dużymi dziurami – taki lubię. Czy były dziury w Lotzwil? Po części. Nienawidzę szwajcarskich autostrad i dróg, które są wąskie, a znaki drogowe dziwne. Ciężko się po nich jeździ busem z przyczepą. I wiem, że ziemia tam jest cholernie droga, zastanawiam się jednak czemu parkury wyglądały jak dziury we wspomnianym serze, a wielkie parkingi jak on sam.
Parkur BLUE zorganizowany przez ekipę francuską nazwany przeze mnie 65+. Wielki szacun dla obsługujących go ( chyba emerytowanych) francuskich inżynierów i ich pracę przez trzy dni. Ich maszyny to prawdziwe samochodowe konstrukcje ustawione na wysokich przyczepach, gdzie operator stojąc na dachu operuje wabikiem dodajac gazu … nogą. I tu miałem wrażenie, że jednak ręka w tym wypadku jest bardziej precyzyjna. Mały parkur składał się dla mnie z dwóch części. Pierwszej – jak rozpędzić charta i drugiej , jak zrobić z niego wariata. Obserwując biegi innych ras miałem też wrażenie, że operator potrzebował 5-7 biegów, aby dostosować się do odpowiedniego prowadzenia wabika do rasy.
Parkur YELLOW obsługiwany był przez ekipę niemiecką, która pojawia się na każdych mistrzostwach w ostatnich latach i na każdych mistrzostwach zauważam to samo. Piękne wypasione maszyny, quady 4×4, super rolki. Wszystko to przywiezione na przyczepach ciągniętych przez najnowsze modele mercedesów. To tyle co mogę powiedzieć o tym parkurze, no może jeszcze jedno, że wielkością ten parkur nadawał się tylko do odbycia biegów charcików włoskich.
Parkur RED – ukształtowanie terenu i szwajcarski sposób ciągnięcia wabika – „nad-ziemny” – nie przekonał mnie. Z pewnością nie jest on taki straszny dla psów, czego wielu z nas się obawiało. Natomiast rozstawienie i związane z tym ograniczenia nie są warte tego, aby biegi odbywały się szybciej, tym bardziej, że często ze startem czekano na gotowość sędziów, którzy wpisywali oceny.
CZEKOLADA
Pyszna. Mleczna z orzechami – taką dostał każdy psio-człowieko- uczestnik. I tak samo pyszne były wyniki polskiej reprezentacji. Nie wiem czy wszyscy zdają sobie z tego sprawę, ale to właśnie Wy – psio-człowieko-uczestnicy i Wasze psy tworzycie historię. Tym, którzy stali na podium napisze tak: – Teraz już wiecie, jak to jest! Tym, którym brakło niewiele:- Mam nadzieję, że wiecie co zrobić, aby za rok stanąć na pudle! Tym, którzy byli daleko:- Mam nadzieję że wiecie co zmienić, aby było lepiej!
Jedno jest pewne, zmierzyliście się z trenowanymi i najlepszymi psami w Europie. Tylko takie przyjeżdżają na mistrzostwa – zawody, na które charty z kanapy nie mają wstępu. Wszystkim Wam dziękuję za to, że jesteście „nienormalni” – bo trzeba mieć nieźle nasrane w garach, aby jechać 1300 kilometrów tylko po to, aby pieski sobie pobiegały. I nie cieszcie się za bardzo, bo do Norresundby jest jeszcze dalej!
Do zobaczenia!