Do koni ciągnęło ją zawsze więc była bardzo szczęśliwa, kiedy któregoś dnia mogła spełnić swoje marzenie. Podróż do stajni zajmowała Laurze zaledwie pięć minut, bo położona była niedaleko domu, dlatego mogła często zaglądać do koni.
Wrzesień zapachniał wolnym czasem, dzieci po przerwie wakacyjnej wróciły do szkoły, a Laura mogła wygospodarować trochę czasu dla tych magicznych stworzeń. Po zaledwie kilku jazdach w szkółce posadzono ją na Dolores. Ta klaczka była zupełnym przeciwieństwem tych, na których do tej pory siedziała.
Dolores bała się wszystkiego, a jak nie było czego, wynajdywała coś, co według niej mogło być powodem kolejnych ucieczek do stajni. To był numer popisowy Dolores. Ucieczka z parkuru do boksu. Często też nie można jej było wyprowadzić ze stajni na jazdę. Nie chciała wyjść. Wtedy przychodziły trenerki z batem i Dolores cierpiała. Cierpiała też w rekreacji, kiedy to wciskano ją w szereg i kazano chodzić po osiem godzin dziennie. W stajni twierdzono, że dopiero po tylu godzinach pracy staje się spokojna.
Dośka nienawidziła ludzi całym sercem. Podobno poprzedni właściciel miał z nią bardzo duże problemy, a po tym jak klaczka zrzuciła go w terenie postanowił ją sprzedać.
W stajni znalazła się chyba w dużej mierze dzięki pochodzeniu, bo kto nie chciałby mieć wnuczki słynnego El Passo. I to było najsmutniejsze dla Dolores. Jej pochodzenie.
Dolores była, jak to mówiono bardzo trudnym koniem i pewnie dlatego Laura ją kupiła. Tak po prostu. Poszła do właściciela stajni i zapytała o klaczkę. Właściciel bez namysłu powiedział cenę. Laura była bardzo szczęśliwa, ale nie wiedziała jeszcze wtedy, iż ta w sumie nieprzemyślana do końca decyzja tak bardzo pomoże jej w trudnych chwilach, które miały właśnie swój początek. Tego dnia jednak pojechała po szampana i wróciła do stajni. Dolores miała wtedy źrebaczka. Dolar, bo tak go nazywano, od dłuższego czasu chorował i mimo jakichkolwiek działań tej nocy zmarł.
Rano Dolores nie pozwoliła wejść do boksu. Rżała, kopała i biegała wkoło martwego Dolara. To był jej drugi źrebak i drugi, który odszedł.
Kiedy Laura przyjechała do stajni przy Dolores stała już grupka osób.
– Trzeba jej ściągnąć mleko, bo ma kamienie – ktoś zawyrokował.
Poszła po słoik, weszła do boksu i zaczęła ściągać mleko. Wszyscy stali w osłupieniu, bo nikt do tej pory nie miał odwagi wejść do szalejącej klaczki. Ona nie wiedziała, co jej może grozić, ufała Dolores i była spokojna. Może właśnie dlatego Dolores pozwoliła jej na tak dużo. Bo to było bardzo dużo. Pozwolić podejść, głaskać, dotykać. Tak naprawdę to chyba nikt Dośki nigdy nie przytulał.
Nikt też nie podszedł i nie pokazał Laurze jak czyścić, jak rozczyszczać kopyta, których klaczka nie chciała pokazywać, jak zakładać siodło. A ona chyba była zbyt dumna, aby o takie rzeczy pytać. Tym bardziej, że widziała jak wszyscy w stajni podglądają jej wysiłki i czekają tylko, aż Dośka pokaże rogi. I wtedy będą uśmiechać się pod nosem, szczęśliwi, że jednak mieli rację. Że to nie koń dla żółtodzioba.
Z Laury jednak uparty jest model. Kiedy Dolores nie chciała wyjść z boksu, zostawiała ją, przychodziła później i próbowała jeszcze raz. Bez siły i bata. Przykro jej było tylko patrzeć jak wszyscy się z niej śmieją i mówią pod nosem, że czekają, kiedy Dolores będzie znów na sprzedaż. To działało na nią jak płachta na byka. Idioci myślący, że metodą jest siła.
Do stajni powoli wracał spokój. Ona z coraz większą wprawą zajmowała się koniem, a koń próbował nauczyć ją tego, co potrafił. Były same, ale szczęśliwe obie.
Oczy im błyszczały, jak wychodziły na jazdę. Dolores robiła dokładnie to, czego Laura oczekiwała, bo przecież nie potrafiła jeszcze prowadzić konia, mimo to zawsze jechały tam gdzie chciała. Zawsze te ich przejażdżki były wesołe. Chyba obydwie bardzo się cieszyły. A największą frajdę sprawiało im czekanie gapiów na jakiś popisowy numer Dolores. Nie doczekali się do tej pory. Mogli tylko popatrzeć na szczęśliwe i dumnie podniesione głowy konia i jeźdźca.
Ta radość nie trwała jednak długo. Dwa miesiące po tym, jak kupiła Dolores dowiedziała się, dlaczego tak chętnie mąż pozwalał jej na nowe hobby. Musiała znaleźć kogoś, kto zajmie się koniem. Wydawało jej się, że znalazła. Że zostawiła Dośkę w dobrych rękach. Tak, wydawało jej się. Dolores znów zaczęła stawać dęba. Nie chciała wychodzić ze stajni. Smutne, ale Laura dowiedziała się o tym dopiero po czasie. Nikt w stajni nie zwracał na to uwagi, bo Dośka była traktowana tak od zawsze.
Nadeszły wakacje. Całą rodziną wyjechali do Koniakowa. Zabrali też Dolores i dziewczynę, która opiekowała się końmi. Tak – końmi, bo konie wciągają i przez pół roku było ich już trzy. W Koniakowie mogła obserwować poczynania dziewczyny od koni przez 24 godziny na dobę. I bardzo szybko ta współpraca się skończyła. To prawda, że człowiek nie potrafi się kontrolować przez dłuższy okres czasu. I dzięki Bogu.
Ona zajęła się Dolores sama. Od początku. Jeszcze raz. Miała nadzieję, że Dolores jej wybaczy. Że postara się jeszcze raz zaufać.
Zaczęła ściągać książki. Tłumaczyć. Uczyć się koni sama, tak jak czuła. Dla jej Dolores. To były piękne wakacje. Bo nawiązały coś, co jest nierozerwalne.
Wróciły do Częstochowy. Wszyscy zgromadzili się w stajni, aby zobaczyć cyrk, jaki zrobi Dolores przy wychodzeniu z koniowozu. A ona wyszła z dumnie podniesioną głową i powędrowała spokojnie do boksu. Miała wtedy z dumy głowę zadartą do samego nieba.
Na tą chwilę pracowały całe lato i przyszedł w końcu moment, aby na Dolores wsiąść. Wybrała spokojny dzień. W stajni była cisza. Ćwiczyły dobrą godzinę. Obydwie wiedziały, że coś niewytłumaczalnego dla wielu się wydarzy. Były spokojne, ale dawało się wyczuć lekkie napięcie.
Laura wyrzuciła wszystkie zbędne pomoce, które do tej pory były zakładane na Dośkę celem ujarzmienia jej ognistego charakteru. Ma w garażu całe pudło wytoków, napierśników, czarnych wodzy i ostrych wędzideł. I ma zamiar nigdy więcej ich nie użyć.
Teraz Dolores miała na sobie tylko kantarek i dłuższą linkę. Laura podprowadziła ją do ogrodzenia i wsiadł na Dolores jej mąż. Klaczka spokojnie zataczała kręgi wokół niej, ale zniecierpliwienie dało znać bardzo szybko. Poprosiła męża aby zsiadł i podsadził ją.
Były same.
Dolores spokojnie weszła na tor, a Laura chyba przez dłuższą chwilę nie potrafiła oddychać.
-Wiesz, że ona się śmieje– spokojnie, ale zdecydowanie powiedział jej mąż.
Nie uwierzyłaby, gdyby nie to, że on był sceptykiem w tej dziedzinie. Jeszcze wtedy nie wierzył, że można rozmawiać ze zwierzętami. Że mogą się cieszyć i kochać, tak jak ludzie.`
Wtedy chciała, aby ta jazda nie kończyła się nigdy. Dolores chyba też. I dopiero, kiedy zeszła z klaczki zobaczyła, o czym mówił jej mąż. Dolores naprawdę się śmiała.
Koń – profesor. Tak mówi się o koniu cierpliwym, spokojnym, łatwym. Dolores nie mieści się w żadnych ramach. Jednak dla niej jest profesorem. Dolores nauczyła ją pokory, może nie bezwzględnej i nie do wszystkich. Nauczyła ją tego, że można pozostać sobą i dawać dużo. Można być dumną, ale i pomocną. Kochają się. Po wariacku, bo inaczej nie można. Miłość nie mieści się w żadnych ramach.
Teraz to widzi każdy i mówi – Jej Dolores. Albo Ona Dośki. Czy to chemia, czy magia? Chyba nie ma sensu rozmyślać. Trzeba pozwolić trwać chwili. I cieszyć się.