Każdy ma swój facebook bez względu na to gdzie jest. Media społecznościowe wniknęły w nasze życie tak głęboko, że bez telefonu i internetu ani rusz. Niektórzy woleliby zostawić w domu głowę, ale nie telefon, w którym jest przecież cały świat.
Właśnie Jola się zaręczyła, a Karol złamał nogę. Małgośce energiczny greyhound wybił zęba, a Ewka ma kaca, bo frustracje zapijała z butelki, coby szybciej było i teraz na facebooku szuka antidotum. Marysia chwali się chlebem, a raczej ładnie wyglądającym zakalcem. Barwny ten świat facebookowy jak cholera, barwny i często nieprawdziwy. Klawiatura niczym papier przyjmie wszystko, facebook również. Wystarczy, mała chwila zapomnienia, a już lecą print-screeny u ciekawskich. Nic nie umknie uwadze tych, dla których facebook to życie.
Jastarnia to fajne miejsce. Mój mąż na Helu zjadł przysłowiowe zymby. Jego miejscbooka uczę się od lat i od lat jestem przepytywana z tego czy pamiętam dobrze. To sprawdzian również, czy słucham uważnie. Okno pokoju, w którym stracił brew jako czteroletnie dziecko pokażę z zamkniętymi oczami. Ponoć bawił się w ciufcię, był ostatnim wagonem i nie wyrobił na zakręcie, a łóżko było metalowe.
Do tego sąsiada chodził na dziorgę, czereśnie tam były najlepsze.
Na tej górce w lesie przygotowywał się kondycyjnie do obozu sportowego, a tu jego ciocia miała smażalnię ryb.
Każdy kąt muszę obejść, wysłuchać n-ty raz historię związaną z miejscem i nie daj Boże popieprzyć szczegóły, kiedy przepytuje na wyrywki. Gdzie pierwszy raz w życiu pił wódkę też wiem. Wszystko co rok odświeżam niczym facebook odświeża zamieszczone kilka lat temu wpisy. To ten dzień i ta godzina, tylko ponad 40 lat wstecz.
Jastarnia to fajna baza. Mamy tu jako rodzina swoją historię. Swoje miejsca i dziesiątki pierwszych razów. Kiedyś pokoje u Anny i Adama, potem przeróżne hotele w różnym towarzystwie i powrót do naszego pensjonatu. Właściciele nic się nie zmieniają. Są zawsze w formie, uśmiechnięci. A śniadania tu najpyszniejsze na świecie. To takie nasze małe rytuałki. Po sezonie jest spokojniej, psy nie przeszkadzają nikomu. Rezydujemy w części domu z pokojami dla psiarzy. Fajne to. Fajnie, że właściciele pensjonatu myślą o tych wariatach, którzy bez psa spacerować nie potrafią. Z wiekiem szanuję to coraz bardziej i dbam o to, aby mój czworonóg za bardzo nie uprzykszył pobytu innym, i aby po nim miło było mieszkać następnym lokatorom pensjonatu.
W Jastarni nasze charty również mają swoje miejsca i swoje pierwsze razy. W zeszłym roku pierwszy raz nad morzem rezydowała saluczka Zosia.
Rytuałem są poranne spacery po plaży. Zośka jako dama nie szwędała się po wydmach, nie interesowały ją inne czworonogi. Można by nawet rzec, że Zośka psem się brzydziła. Wypoczywała, medytowała i nikt nie był w stanie jej w tym przeszkodzić. Ja cierpliwie czekałam, bo jej medytacje znacząco w czasie odjeżdżały od moich. Zwykle miała swoje ścieżki, którymi spacerowała blisko mnie oczywiście, a ja mimo wszystko kątem oka i z pewną nutą niepewności na pierwszych spacerach kontrolowałam w imię łacińskiej sentencji przyjaciół sprawdzaj, sprawdzonych kochaj. W końcu zaufałam, bo pokochałam już dawno temu. Rzadko zdarza mi się puszczać psy luźno na otwartej, nieznanej przestrzeni, bo mają jej pod dostatkiem u siebie. Zosia pokazała mi, że ta psia miłość i zaufanie które mamy do siebie procentuje. Im więcej wolności jej dawałam, tym większą wieź z nią czułam. Nie przywoływałam już bez celu, aby sprawdzać. Trzymała się pięknie, a kiedy schodziłyśmy z plaży podchodziła, aby się zasmyczować. Nie uczę swoich psów przywołania, nie uczę chodzenia na smyczy, a potrafią to doskonale. Może najzwyczajniej podążają i chcą być blisko, ale to zupełnie inna bajka.
Zośka to również jedna z tych dla których facebook mógłby nie istnieć. Facebook czy raczej peebook. Tak kochani, bo psy mają swój facebook. I niektóre są w tym dokładnie takie jak my – ludzie, popadają w totalne uzależnienie.
W tym roku peebookiem (ang. pee-robić siku) zafascynowała się borzojka Żmija. Przejście z pensjonatu do centrum Jastarni zajmuje ok. 15 minut, z pochłoniętą peebookiem Żmiją czas ten rozciąga się do 30-40 minut. Żmija nie przepuści ani jednego peebookowego punktu informacji. Najdłużej czyta przy ulicznej latarni przy kościele, jest tam trochę trawniczka więc informacji dużo. Wiem doskonale, że to istotne dla niej.
W centrum mijamy psy różnej maści, a Żmija je już dobrze zna.
Z peebooka?
Do jednych ciągnie, jak wariatka i cieszy się, jakby rok ich nie widziała, choć widzą się po raz pierwszy. Do innych podchodzi z rezerwą, a na widok jeszcze innych odwraca głowę. Wiem, że tego skurczybyka chętnie by wykasowała i zablokowała na swoim profilu, albo już to zrobiła, zostawiając dość sensowny i mocny wpis. Wczoraj ten cham (w/g Żmiji) boleśnie pogryzł małego Shreka spod 14ki na jej ulicy. Trzeba wiedzieć, że ulica na której znajduje się pensjonat to już ulica Żmijki. Przy molo nie było dziś informacji od Pusi. Pusia wczoraj uciekała przed bezdomnym Cumem, który w pewnym momencie poczuł do niej taką chuć, że postanowił nie odpuszczać. No i biedna Pusia nie zdążyła przed kołami szybkiego sportowego samochodu. Leży teraz biedna w domu i dochodzi do zdrowia, rekonwalescencja trochę potrwa. A Żmija jak to Żmija zafascynowana peebookiem szybko wysmarowała post. Niestety nie pomyślała wariatka i słowo chuć również w poście umieściła. Dziś ponoć przed domem Pusi stoi już cała armia wygłodniałych seksu samców. Tak to Żmijka aferkę w Jastarni rozkręciła nie myśląc za dużo.
Jest i ten pierwszy raz w Jastarni dla naszej Żmiji. Otóż Żmija się zakochała. Są psy, które ona wącha, z którymi chce się bawić i mieć kontakt, ale jest tylko jeden, na widok którego zaczyna się prężyć. Podnosi głowę, stawia ucho, wachluje ogonem. Antonio to czarny samiec podobny posturą do husky, o oczach tak lazurowych jak jej obroża. Jako kobieta może pomyślała, że najzwyczajniej pasuje do niej. Coś jednak w tym jest, bo on również wypatruje jej tęsknie.
Fajny ten peebook i cholernie ważny dla naszych czworonogów. Zwróćmy czasami (życzyłabym sobie, aby weszło to nam, właścicielom psów w krew będąc na spacerze) uwagę i na nich, pozwólmy im powąchać, obsikać, sprawdzić czym inny pies pachnie pod ogonem, bo to ich komunikacja, ich zapachy i ich alfabet.
Niech węszą, rozrabiają i cieszą się, że są psami, a my dajmy sobie na wstrzymanie zanim zniecierpliwienie, co Jadzia napisała nowego na facebooku weźmie górę.
Barwny ten świat peebookowy jak cholera, barwny i w odróżnieniu od facebooka bardzo prawdziwy.