
Wiele wspaniałych pomysłów ma swój początek w pięknych historiach. Nie inaczej było z zimową maścią na psie łapki.
W tym najodpowiedniejszym momencie, bo przecież wszystko ma swój czas i miejsce, bezczelnie wcisnął mi się do głowy wyżej wspomniany pomysł, który zmaterializował się do produktu pożądanego i kupowanego przez wielu właścicieli psów.
Maść tak skutecznie testowałam na sobie, że stała się stałym elementem mojej kosmetyczki. Wiem, że jest bezpieczna dla mnie i moich psów. Wiem, że nawilża i chroni delikatne łapki w mroźną zimę i upalne lato.
A z jaką piękną historią było związane jej powstanie, posłuchajcie:
JURAJSKI LAS
Temperatura niedzielnego przedpołudnia nie nastrajała do spacerów. Mimo, że słońce swoimi promykami chciało rozgrzać okoliczny las, to szczypiący mróz absolutnie na to nie pozwalał. Zdawało się, że nie ma życia w tym zamrożonym lesie, a jednak tego dnia znalazł się w nim ktoś, kto szukał skarbów natury.
Za każdym razem kiedy Laura wędrowała po okolicznych lasach wypatrywała jurajskiej Starej Baby. Chciała spotkać się z jej Wielką Mądrością, mimo, iż okoliczni mieszkańcy dawno okrzyknęli ją wiedźmą i dziwakiem stroniącym od ludzi. Mówiono o niej różne rzeczy – najczęściej była straszącą małe dzieci czarownicą, która skutecznie powstrzymywała je przed samowolnymi wyprawami do lasu. Wspominano również, jak starego Jakubiaka śmierci z rąk wydarła. Różnie mówiono, zawsze z szacunkiem, ale i bojaźnią, która często w ironię przechodziła. Poza tym mądrość Starej Baby nikomu już potrzebna nie była. W wiosce aptek było więcej niż sklepów spożywczych, a syntetyczne antybiotyki dawno zepchnęły z półek zioła.
Kiedy Laura doszła do alejki Mądrych Drzew, w oddali ujrzała tą, która pewnie Starą Babą była.
W istocie Stara Baba gadając z wiekowym świerkiem zbierała jego żywicę. A Laura choć marzyła o tym spotkaniu, dziś na nie gotowa nie była. Strach skutecznie trzymał ją za nogi, wielki pień dębu chronił przed okiem Staruchy, a ściśnięte gardło nie pozwalało puścić najmniejszej pary z ust, nie mówiąc o jakimkolwiek dźwięku.
A jednak …
W pewnym momencie z gardła Laury wydarł się krzyk godny rekordu świata, jeśli brać by pod uwagę decybele.
Ktoś złapał ją za ramię. Nogi odmówiły posłuszeństwa i zamiast uciekać Laura runęła w zaspę śnieżną. Nie wie ile czasu zajęło jej podjęcie decyzji, żeby się odwrócić, ale kiedy to zrobiła nikogo za jej plecami już nie było. Las był cichy, jak niedźwiedź, który zapadł w zimowy sen.
Na śniegu malowały się ślady, które z każdą chwilą coraz bardziej nikły pod wielkimi płatkami śniegu spadającymi z nieba i z pewnością nie były to ślady Laury.
Laura podniosła do góry głowę. Chciała sprawdzić czy w koronach drzew nie siedzi choć jeden ptasi świadek tego, co przed chwilą się wydarzyło. Nie podniosła jej zbyt wysoko, bo jej oczom ukazał się piękny i wielki nawis żywiczny. Świerk rósł trzy duże kroki od dębu, który jeszcze przed chwilą był jej schronieniem przed oczami staruchy. Czy był?
Laura uśmiechnęła się w duchu, zebrała żywicę, podziękowała drzewu i Starej Babie.
ŻARECKIE JARMARKI
Na starych żareckich jarmarkach sobota zawsze tętniła życiem i dobrym handlem. Przy wejściu na jarmark zwykle siedziały na małych stołeczkach gospodynie, u których można było jeszcze kupić wiejskie dobrocie. Gęsi Maryli były smaczne, dorodne i tłuste, a tego tłuszczu potrzebowała Laura, dlatego była w ostatnim czasie stałym klientem na maryliną gęsinę.
Nieopodal przy bagażniku samochodu swój stoliczek z miodami od dziesięciu lat rozstawiał Józef. Zwykle przywoził ze sobą kilka pszczół w szklanej ramie i plaster miodu. Między słoikami można było więc poobserwować te magiczne stworzenia. To Józef właśnie wskazał Laurze miejsce, gdzie po raz pierwszy kupiła wosk pszczeli do swojej maści. Szła wtedy w deszczu, aby psie łapki jej chartów dostały najlepsze, co można dostać na zimowe spacery, kiedy śnieg jest ostry, a chodniki posypane żrącą solą.
I mimo, że w maści żywica, łój i wosk nie stanowią największego składnika, to z pewnością są jej duszą.
DOM
W domu pachniało lasem. Mimo, że niedzielny rosół powoli wabił domowników zapachami to żywica w cieple kominka uruchomiła swoje aromaty i czarowała pięknie. Leżała teraz spryskana spirytusem i przygotowywała się do dalszego działania. Na piecu powoli rozgrzewały się tłuszcze by po czasie połączyć się ze wszystkimi składnikami w jedno.
Malutka etykietka, która zdobi czarowne pudełeczko nie mieści tej całej historii, która swój początek miała w Bieszczadach u Krysi, czyli Niezłego Ziółka. Do dziś Laura chodzi po lesie i zbiera żywicę, jeździ do zaprzyjaźnionych pszczelarzy po nieoczyszczony wosk, w spokoju na piecu tłuszcze rozpuszcza. Bo wszystko co ręcznie zrobione, w co tchnięta jest dusza ludzka, ma swoją opowieść i wielką moc.
Jeśli chcecie maści spróbować, napiszcie na kontakt@siedliskolisianora.pl