
Nie, nie jestem fanem Popka.
Wszystkie jego blizny w połączeniu ze szczególną dość estetyką niepokoją, ale również intrygują mnie.
Za sprawą lektury o szamanach, czarownikach i rytuałach przejścia zacząłem zastanawiać się nad naturą blizny – tej, którą zadajemy (sobie) ale częściej chyba tej, która zwyczajnie przydarza się naszemu ciału.
Współcześni szamani żyją na obrzeżach kultury. Usadowiwszy się na uboczu głównego nurtu, na nowo odnajdują swoje miejsce w świecie. Przykładem takich szamanów są tzw. neoprymitywiści – środowisko to funkcjonowało w Stanach Zjednoczonych od końca lat osiemdziesiątych.
Ci ‘współcześni dzicy’ – dawali wyraz potrzebie duchowego rozwoju i solidarności z kulturami plemiennymi, opowiadając się przeciw odczarowaniu świata i specyficznym dla tzw. późnej nowoczesności ‚utowarowieniu’ ciała. Wszelkie ich zabiegi na ciele są rodzajem manifestacji światopoglądu, ale również pogłębieniem samopoznania. Ich ‘zapisy’ na ciele są znakami ‚rytów przejścia’.
Myśląc o bliźnie jako zapisie ‚przygód ciała’ zacząłem szukać klucza do ich odczytania.
Początek był banalny – mój syn jest osobą, eufemistycznie rzecz ujmując – małomówną. Czasami łaskawie podzieli się historiami, jakie przytrafiły mu się danego dnia. Więcej jednak wyczytać można z blizn i zadrapań na jego kolanach. Z tej ‚lektury‘ dowiaduję się, jaki to był dzień – jak bardzo dziecko moje rzucało się w wir życia – czy był to skok na ‚bombę‘, czy raczej zachowawcze brodzenie brzegiem jeziora.
Na swoim ciele noszę kilka blizn … kynologicznych również. Kiedy w wieku sześciu lat pogryzł mnie kundel sąsiadów, nie miałem wątpliwości, że są to moje ostatnie chwile życia – w obawie przed bolesnymi zastrzykami przeciw wściekliźnie postanowiłem fakt pogryzienia zataić przed rodzicami. Lęk przed śmiercią towarzyszył mi jeszcze przez kilka miesięcy. Blizna została do dzisiaj.
Ostatnia moja blizna jest zapisem tego, że za otwartość czasami trzeba zapłacić. Dokonując jednak rachunku zysku i strat czy nie jest jednak tak, że tylko to, co boli warte jest walki?
A. jest zdeterminowana. Nie cofa się przed niczym. Jest odważna i jak mawia klasyk ‚w tańcu się nie p******i’ . Jej ciało nosi zapis tej odwagi – wybite przez niesfornego greya zęby wprawiła na swoje miejsce. Jednak blizn na nogach nie przypudruje. Za głębokie są. Jej blizny to także wyraz tego, że pasja to coś więcej niż hobby i układanie znaczków w klaserze. Pasja to sposób na życie, ale czasami również gotowość na jego przeformułowanie.
K. nosi blizny, o których myślimy ze wzruszeniem. Blizna po dziecku. Blizna po Słodkiej, którą zadała łapą szczeniakiem jeszcze będąc.
Dobrze, że te blizny są. Nie zakrywamy ich i nie wstydzimy się ich. Kiedy wszystko przeminie, one zostaną ciągle z nami.
Jaka szkoda, że czasami tylke te blizny nam pozostały…
RIP Słodka Z Jurajskich Biskupic