
Wrześniowe wieczory są już chłodne mimo, że lato nie daje o sobie zapomnieć, a słońce praży w ciągu dnia. Otulona wełnianym kocem siedzę na tarasie. Jest ciemno i cicho. Tą ciszę przerywają tylko co jakiś czas wyjące do księżyca husky. A ten księżyc uśmiecha się nieśmiało zza poszarpanych chmur. W sumie mogłabym już iść spać, bo borzoje dawno to zrobiły, ale nie pozwalają mi na to moje wspomnienia z minionego weekendu.
Szwecję ostatni raz odwiedziłam 10 lat temu. Piękne mam wspomnienia, bo przywieźliśmy wtedy do Polski małego Mistrza Świata Juniorów w psich zaprzęgach. Potem, w tym samym roku spędziliśmy w Szwecji wakacje połączone z Wystawą Światową Psów i skandynawskim świętem chartów Skokloster Show. Z tymi wspomnieniami szybowałam wśród chmur w ostatnie piątkowe przedpołudnie do Sztokholmu.
Wraz z Darkiem zostaliśmy zaproszeni przez szwedzki klub borzoja Borzoi-Ringen – ja do posędziowania nieoficjalnej wystawy chartów rosyjskich oraz razem do oceny biegów borzojów drugiego dnia. To duże wyróżnienie, tym bardziej miłe, że padł rekord ilości zgłoszonych psów na to wydarzenie. Na te nieoficjalne spotkania borzojarzy zgłosiło się niespełna 50 borzojów, co w prawie pięćdziesięcioletniej historii klubu nigdy wcześniej nie miało miejsca. Do biegów coursingowych zgłoszono ponad 30 psów. To była bardzo mile zaskakująca nas statystyka, tym bardziej, że klub zaprasza hodowców z całego świata.
Jako, że jestem asystentem kynologicznym podlegającym pod regulaminy Związku Kynologicznego w Polsce, decydując się na wyjazd zrezygnowałam z bycia nim. To nie jedyna przyczyna mojej decyzji oczywiście. Zmiany (niezmiany) w ZKwP po ostatnich wyborach, a w szczególności w chartach przyczyniły się do tej decyzji w dużej mierze.
Propozycja klubu szwedzkiego nie była pierwszą jaką dostałam, wcześniej odmawiałam, tym razem jednak uznałam, że byłoby nietaktem odmówić. To duże wyróżnienie. A z perspektywy minionego weekendu mogę stwierdzić, że bardzo pouczające i wartościowe.
Każdy, kto pretenduje do bycia w przyszłości sędzią kynologicznym powinien na początku swojej drogi doświadczyć tych emocji, stanąć w roli sędziego. Nie chodzi mi tylko o ocenę psów (a tej w sumie tak naprawdę nie było, na takich wystawach nie przyznaje się ocen), ale również o wyjazd sam w sobie, życie na walizkach, bycie dostępnym/obecnym dla wszystkich w każdym momencie.
Wielu pretendentów do bycia sędzią kynologicznym chciałoby co piątek pakować walizkę, wsiadać w samolot, oceniać, dyktować, a potem jeszcze zwiedzić kawałek świata. Wielu chciałoby zdobyć uznanie w oczach innych i poczuć się ważnym. Tylko czy o to w tym wszystkim chodzi?
Wydawałoby się, że to fajne i proste. Z pewnością trzeba kochać to co się robi, kochać podróże i ciągłe bycie w ruchu. Dlatego uznanych sędziów szanuję coraz bardziej.
Z perspektywy tego wyjazdu wiem, że walizki pakować często nie chcę, a jeśli już to z moimi psami. To mój wybór, o którym wcześniej nie myślałam. Wiem, że po całym tygodniu w pracy, podróże mogą być męczące. Wiem już, że prawdziwa wystawa to nie zabawa, to odpowiedzialna i rzetelna ocena. Wiem, że po kolacji w cudnym towarzystwie borzojowych fanów najchętniej położyłabym się spać, bo znów rano trzeba być skupionym. Jesteśmy tu przecież dla psów.
W pełni rozumiem teraz model wielu zagranicznych kennel klubów, gdzie sędzia zaczyna karierę od jednej rasy – rasy, którą hoduje. Tak powinno być, aby było jakościowo, aby zrozumieć i nie krzywdzić. To tylko przemyślenia, szybko zadawane pytania i szybkie odpowiedzi, które rodziły się w mojej głowie.
Nie jestem w stanie opisać emocji związanych z wejściem na ring. Nie jestem w stanie wyrazić mojej wdzięczności wszystkim tym, którzy przyjechali pokazać swoje psy – hodowcy, miłośnicy rasy. Moi nauczyciele. Niektórzy przemierzyli setki kilometrów. I wydawałoby się, że nie ma po co, bo to nieoficjalna wystawa. Wystawa bez ocen, oficjalnych tytułów, a jednak dla członków klubu ważna. Te wystawy, to integralna część działalności klubu, popularyzacji rasy, uświadamiania. To święto borzoja.

Klasa championów
Kiedy hodowca może spojrzeć na rasę z drugiej strony (z pozycji sędziego, stojąc przed kilkoma/kilkunastoma psami zebranymi w jednej klasie), zaczyna dostrzegać niuanse, na które wcześniej nie zwracał uwagi, zaczyna inaczej analizować. Prywatne preferencje ustępują miejsca zgodności ze wzorcem w pierwszej kolejności. Możliwość zastanowienia się nad detalem, innym niż hodowany, acz również prawidłowym daje większe zrozumienie pracy innego hodowcy. Otwiera głowę.
To wszystko prowadzi tylko do jednego – do lepszej hodowli.
Postawienie się w roli osoby opisującej dało mi również zrozumienie i wgląd w często trudne decyzje, jakie musi podejmować sędzia na ringu. Nigdy wcześniej nie patrzałam na ocenę przez pryzmat sędziego.
Wystawa się zaczyna, na ringu staje czterech młodych carewiczów złączonych więzami krwi (widać to gołym okiem i zastanawiać się nie trzeba) – I bądź tu mądry cholera jasna! – pomyślałam. Powiedziałabym, że to bliźniaki jednojajowe, a miejsce pierwsze jedno. To pierwsza niełatwa decyzja, bo umotywować każdą z nich trzeba. Dalej wcale nie było lepiej, bo klasa otwarta obsadzona dziewięcioma pięknymi sukami. Różne umaszczenia i różne typy. Wszystkie dobre, mimo, że ja mam swoje ulubione, to przez ich pryzmat patrzeć nie chcę. Jest jednak w każdej rasie coś, co uchwytne nie jest, coś co powoduje szybsze bicie serca. Widzą to hodowcy, widzą pasjonaci. Taki detektor rasy.
Podczas opisów psów skupiam się na wyłapywaniu detali należnych rasie, na punktowaniu tego, co składa się na obraz pięknego borzoja. Pięknego według mnie, bo ocena zawsze będzie subiektywna, niezależnie od tego jak bardzo będziemy chcieli być obiektywni. Każdy z prezentowanych borzojów miał mnóstwo detali, które przeniosłabym do obrazu mojego ideału.
Samo opisywanie psów dla mnie trudne nie było i płynęło całkiem zgrabnie. Nie ma problemu, gdy opisuje się to, czym się żyje, co się kocha.
Niestety zacięłam się, kiedy na ring wszedł sędziwy samiec – dziesięcio i pół letni weteran. Majestatycznie ze swoją właścicielką zrobił jedno okrążenie. Płynął lekko, potem stanął przed stolikiem, przy którym opisywane były psy, odwrócił głowę w moją stronę i spojrzał mi prosto w oczy. Coś ścisnęło moje serce, ktoś złapał za gardło, a z oczu popłynęły łzy. Starałam się robić to, co do mnie należało i udawać, że w pobliżu ktoś kroi cebulę, ale absolutnie mi się to nie udało. Chyba tą cebulę również inni czuli w powietrzu. Całkiem duża grupka w sumie – wszyscy Ci, którzy wiedzą co w oczach borzoja siedzi. Ci, którzy widzą w nich całe życie, historię, wiatr w uszach, odchodzące siły Cara- dumnego jak cholera. Dumnego po ostatnie chwile życia. To właśnie borzoje. Tych oczu nie zapomnę do końca życia.
Ten dzień dał mi dobrą lekcję – zbyt emocjonalnie związana jestem z rasą, by ją oceniać. Choć mało kto wierzył, że robiłam to pierwszy raz. Uważam, że absolutnie każdy kandydat na sędziego powinien mieć możliwość doświadczenia tych emocji, znalezienia się w pozycji sędziego zanim podejmie decyzję o byciu nim. Oczywiście dla wielu kandydatów bycie sędzią to splendor i władza, w takim wypadku żadne doświadczenia nie pomogą. Dlatego też uważam, że dwa słowa powinny być nierozerwalnie związane ze sobą – sędzia i hodowca. Złapanie dystansu do rasy dla mnie jest niewykonalne, a według mnie powinno ono cechować dobrego sędziego. Nie lubię bylejakości. Jeśli coś robię staram się być najlepsza, jeśli nie potrafię/nie mogę -odpuszczam.
Drugi dzień to bieganie psów. Dość wysoka trawa, mały wabik i młody debiutujący borzoj, który go zgubił. Szukał, szukał i nie znalazł, ale podszedł i powiedział – Hej, daj mi drugą szansę! Dostał. To był jeden z najlepszych biegów tego dnia. Wystawy nieoficjalne, biegi terenowe są właśnie po to, aby móc cieszyć się rasą, psami, dawać drugą szansę. Warto.
Nie wstydzę się powiedzieć, że kocham borzoje. Że je rozumiem, mimo, że dla wielu moje decyzje mogą wydawać się dziwne to podejmowane są w trosce o ich dobro. One gadają i rozumieją. Bez względu w jakim kraju mieszkają i jakim językiem władają ich właściciele. Są najwspanialszymi psami pod słońcem, a ja szczęściarą, która mogła poznać tego ostatniego weekendu całkiem dużą ich paczkę.
Ten wyjazd był dla nas niesamowitym doświadczeniem, które uzmysłowiło mi, że moja droga z borzojami w tle wiedzie przez zupełnie inne regiony. Regiony, w których serce jest równie ważnym drogowskazem, a miłość i pasja wypełnia ramy wyznaczone przez kynologiczne regulacje i przepisy.

Klasa szczeniąt

Klasa młodzieży

Klasa pośrednia

Klasa otwarta

Klasa użytkowa

Klasa weteranów