Otwieram oczy. Borzoj. Mimo, że świta zapalam nocną lampkę, która rzuca ciepłe światło na białą ścianę. Wiszą na niej obrazki przeróżne, jednak większość przedstawia borzoje. Hafty, pastele, akwarele, szkice i grafiki. Stare pocztówki.
Na długiej półce ciągnącej się przez całą szerokość domku stoją porcelanowe figury. Borzoje. Są różne. Jedne leżą z elegancko złożonymi łapami i patrzą na mnie dumnie, inne zajęte sobą gonią w siną dal. Na drewnianej półce zrobionej ze starej deski, powieszonej nad łóżkiem również stoją borzoje. Wielką srebrną lodówkę obłapiają magnesy, a na nich borzoje. Stojak na papierowy ręcznik też jest pilnowany przez charty. Biblioteczka w domku jest mała, nie pomieści wszystkich moich książek, ale te o borzojach swoje miejsce znalazły jako pierwsze. Borzoje wcisnęły również swe długie mordy do malutkiej łazienki. Wyciągają swoje długie łapy w pięknym porcelanowym kłusie.
Na małym sekretarzyku, leży białe puzderko, a na nim śpi piękny pies – borzoj.
Poranna kawa to już rytuał, jakich w moim życiu coraz więcej. Lubię je, bo dają namiastkę stabilności. Nie przywiązuję się jednak do nich tak bardzo. Borzoje tego uczą.
Lubię też pisać w łóżku, o poranku, kiedy wszyscy jeszcze śpią. Śpią i borzoje.
Borzojka Wanda nie ma skrupułów, kiedy włazi do łóżka. Nie delektuje się mną tak, jak ja otaczającymi mnie na co dzień pięknymi kształtami charta. Włazi na mnie i najzwyczajniej czerpie energię, bliżej być nie może (a może tylko o to w życiu chodzi?). Nie ważne czy siadła na głowie, plecach, czy komputerze. Ona jest tu i teraz, ma ochotę być najbliżej jak potrafi. Chce być przy mnie, dokładnie tak samo, jak Chwila i Sekret. Więcej w małym łóżku się nie mieści. Po kawę z łóżka wyjść nie mogę, bo nie będę miała gdzie wrócić. Może to i dobrze. Siadam w fotelu naprzeciw łóżka, delektuję się aromatem i widokiem drzemiących chartów. Zanim wstanie nowy dzień, zanim zderzę się z coraz bardziej brutalną rzeczywistością napawam oczy i duszę pięknem chwilowo zamkniętym w malutkim domku. Esencją piękna, która za chwilę przebudzi się i będzie wolna, jak tylko wolna być potrafi. Energią, która galopuje po jurajskich łąkach z niesamowitą wręcz gracją. Starutki Dar zaczyna przestępować z nogi na nogę, bo chce wyjść. Wypuszczam go. Wraz z przekręceniem klucza w zamku budzi się całe stado, które z nieokiełznaną energią wypada na dwór.
Zostaję z niemymi figurami i filiżanką kawy w dłoni. W mojej głowie na drugim planie dźwięczą słowa piosenki – Wyszłam za mąż, zaraz wracam …. Nie wrócę.
Dostałam w życiu coś, czemu oddałam się totalnie. Świadomie wybrałam. Dostałam coś, co powoduje, że żyję. Dostałam możliwość obcowania z pięknem i harmonią. Siłę i wolność również, choć o tą ostatnią zawalczyć musiałam. Wiem, że droga, którą kroczyłam w otoczeniu wielu mi podobnych zamieniła się w wąską ścieżkę, którą zaczęłam podążać sama. Nie ma nikogo oprócz mnie i chartów. Podczas tej wędrówki zwiększyła się ostrość widzenia. Chyba dopiero w tym wieku zaczęłam dorastać do życia i ściągnęłam uniform, który mnie uwierał. Zaczęłam żyć i decydować o kierunku tej nowej marszruty, bo tylko ja za nią odpowiadam. Najwspanialsze na tej ścieżce wyborów jest to, że marzenia się spełniają, a słońce wychodzi, kiedy tylko o nim pomyślimy. Wierzę, że mi się uda, ale czasem zastanawiam się jeszcze, czy ta świadomość życia to jedyna cena jaką przyjdzie mi zapłacić za to moje wspaniałe życie z borzojami. Dla jednych jestem ekscentryczką, dla drugich wariatką. Jest jeszcze jedna grupa, grupa tych, którzy rozrzuceni po świecie spacerują swoimi wąskimi dróżkami dokładnie tak samo jak ja, marzą i spełniają marzenia. Grupa tych, którzy wybrali inne życie. Czy lepsze? Z pewnością nie nam oceniać, bo na tej ścieżce życia to zupełnie nieistotna kwestia.