
W Konstancinie czas zwalnia. Wielkie, iglaste drzewa pozwalają odetchnąć od tętniącej życiem stolicy, a wąskie uliczki skutecznie zwalniają pęd samochodów. Oddychamy głębiej, pozwalamy problemom dnia codziennego zostać w samochodzie. Parkujemy samochód przy ulicy i wchodzimy na teren, którego strzeże piękna kamienica błyszcząca neonem Psiastkarnia.
Pada biały śnieg, dom też jest biały. Białe są meble w Psiastkarni i lukier na świeżo upieczonym cieście. Borzoj Lukier też ma białe łapki. Zawsze robi mi się ciepło na sercu, kiedy widzę charta, a ten model w tym miejscu szczególnie mnie zaskoczył. Jeszcze milej robi się, gdy głos podnosi pilnująca dobytku mopsiczka Lula. Lula bez pardonu ładuje się na kolana – ona wie, co dobre.
Psiastkarnia wykwitła z miłości do psów i słodyczy. I tak właśnie się w niej czułam. Słodko, domowo i ciepło. Była aromatyczna herbata z cytrusami i pies włażący pod rękę. Były rozmowy o życiu i właścicielki żyjące miejscem.
Mimo, że w kawiarni było pusto, bo jest zamknięta w tygodniu, to energia krążąca w budynku wcale nie dawała tego odczuć. Byli psi klienci, bo Psiastkarnia to nie tylko ciastka i psy, to również salon spa, hotel dla psów i boutique z pięknymi i nietuzinkowymi akcesoriami dla czworonogów.
W kawiarni okienka szklanych drzwi odbijają światło stylowych żyrandoli i zatrzymują gwar i ruch merdających ogonów. Zatrzymują myśli, wspomnienia i emocje składające się na to miejsce.
Mrużę oczy i widzę siedzącą na fotelu przy oknie dystyngowaną, dojrzałą kobietę. Jej ulubiona yorkusia Pola bawi się w berka na równo przystrzyżonej trawie z rezydentką Manią. Mania spędza tu wakacje.
– Felek! – słyszę śmiech z salonu spa. Felek to całkiem słusznych rozmiarów bernardyn, który wyszedłszy z kąpieli słusznie się otrzepał zalewając cały salon i groomerkę wodą. W międzyczasie Lukier ułożył majestatycznie swoje futro na legowisku i leniwie zaczął obserwować to, co dzieje się w ogrodzie, przecież ktoś musi mieć baczenie na wszystko.
Dosłownie na wszystko, bo właścicielki z głowami pełnymi pomysłów gonią za ich realizacją, wymyślają, tworzą, pieką coraz to piękniejsze miejsca i pyszniejsze ciasta. Niech im rośnie, jak na drożdżach, bo miejsc takich wciąż jak na lekarstwo. A szkoda.
Dopijam herbatę i mam nadzieję, że dołożę się do magii tego miejsca moim małym marzeniem. W psiastkarnianym boutique zostawiam moje ciepłe, wełniane legowiska MyDogue, z życzeniami pięknych snów i błogiego relaksu dla naszych mniejszych przyjaciół. Niech kiedy wstaną znajdą siłę i przyciągną swoich właścicieli na psie harce w tym pięknym parku w Konstancinie.
ps. A właścicielki niech nie wyłączają piekarnika. Niech zapach pieczonego ciasta mami i czaruje, niech kawiarnia pracuje na okrągło!