
Paweł bieganie z chartami zaczyna dopiero macać, ale całkiem dobrze mu to wychodzi. Tak się czasami dzieje, że w życiu wędrujemy w strony, których wcale nie mieliśmy w planach odwiedzać, jednak przy okazji spotykamy osoby, które okazują się oddychać w tym samym rytmie. Może dlatego, że perspektywa, z której postrzegają świat jest bardzo podobna.
Dziś chciałam opowiedzieć Wam o Pawle, o tym jak wylądował z dwoma chartami przypiętymi do pasa. I o tym co mnie ujęło i co spowodowało, że ten artykuł właśnie czytacie.
AJ: Paweł, kawa?
PL: Jasne! Rozpuszczalna. Z mlekiem i cukrem. Jedna łyżeczka.
AJ: Kim jest Paweł Lenart?
PL: To co robię w dużej mierze determinuje to, kim jestem. Jestem architektem rozwiązań. Nie jestem sportowcem, ale lubię obcować ze sportem. To po części droga ucieczki od korporacyjnego trybu życia. Ale wiesz? Jeszcze chwilę temu nie podejrzewałbym siebie o aktywność ruchową. Mało tego, pod nosem naśmiewałem się trochę z biegaczy, bo dla mnie cały sport to był spacer, którego celem było przemieszczanie się z punktu A do punktu B. Tryb życia wrócił mnie naturze, bo tak na prawdę jestem człowiekiem gór. Stamtąd pochodzę. I zawsze wybiorę naturę i siedzenie w cieniu drzewa, a nie zwiedzanie muzeów.
AJ: A dlaczego bieganie? Dlaczego wybrałeś dyscyplinę, której najbardziej nie lubisz?
PL: Kiedy biegam wracam do natury. Zobacz, mówi się że nie da się wejść dwa razy do tej samej rzeki. Tak samo jest z lasem, w którym trenuję. Las zmienia się z minuty na minutę. Codziennie inaczej pachnie, o każdej porze roku jest inny.
AJ: Nie lubiłeś też psów.
PL: Tak! Mało tego, ja sobie nie wyobrażałem życia z nimi pod jednym dachem. Byłem ich przeciwnikiem w domu.
AJ: Nie wierzę. Psy do Ciebie lgną, jak miś do miodu.
PL: Kiedyś odwiedziłem event Latające Psy i zobaczyłem bordery w roli głównej. Był pokaz zaganiania ptactwa, skoki do wody. Wtedy coś we mnie kliknęło i spojrzałem na psa przez pryzmat więzi z człowiekiem. Dotarło do mnie, że posiadanie psa to nie miska żarcia i przymusowy spacer, ale relacja. Brałem też kiedyś udział w zawodach Zabierz piesia do Międzylesia, zawody promował Marek Siudym. Powiedział on, że pies to jedyne zwierzę, które zamieniło wolność na wierność. Nie wiem, kto jest autorem tego zdania, ale dla mnie właśnie to zdanie charakteryzuje więź z człowiekiem. A potem to była seria niefortunnych zdarzeń, za które dziś jestem wdzięczny losowi. Tak pojawiła się Aura – entlebucher, mój pierwszy pies. Moja siostra wdepnęła w psie zaprzęgi, dzięki niej poznałem moją dziewczynę Anię, która również jest musherką. No i wpadłem! W tym sezonie zaczynam starty w psich zaprzęgach, wcześniej coursing z chartami.
AJ: Co będzie dalej?
PL: Nie wiem! Na razie wiem tylko tyle, że siedzący tryb życia zamieniłem na taki, gdzie nie bardzo wiem, kiedy mam usiąść.
AJ: Dawaj w takim razie o początkach sportu z psem w twoim wydaniu.
PL: Z Aurą trzykrotnie wziąłem udział w HARD DOG RACE, w tym jedna edycja to Węgry, gdzie te zawody miały swój początek. Niestety Aura to pies pasterski i bieganie na smyczy nie sprawia jej przyjemności. Zaniechałem więc startów, zamieniłem je na luźne spacery po lesie, ale połknąłem bakcyla do biegania przeszkodowego. Tak właśnie pies przywiódł mnie do aktywnego trybu życia.
AJ: Co wydarzyło się między Aurą i borzojami, z którymi teraz biegasz?
PL: Zacznę od samego początku, co wcale dawno nie było. Będąc w domu, w Bielsku, w czasie przerwy świątecznej poszedłem z siostrą na lotnisko na biegówki. Nie było nic innego do roboty więc uznaliśmy, że to może być fajna rozrywka. Było około minus 18 stopni. Co 10 metrów leżeliśmy na śniegu, bo najzwyczajniej nie potrafiliśmy biegać na nartach. Jednak mimo mrozu, spodobało mi się to na tyle, że postanowiłem znaleźć miejsce do biegania po powrocie do Warszawy. Zima jednak skończyła się szybko, jako alternatywę znalazłem nordic walking. Czytałem, dowiadywałem się i na tym skończyłem. I dopiero kiedy ból kręgosłupa był na tyle duży, że uniemożliwiał zawiązanie buta, kupiłem kije i zacząłem chodzić. Zwróciłem się w stronę Nordic Walking. Moje mięśnie potrzebowały zajęcia, a ta dyscyplina uruchamia 95% mięśni naszego ciała, oczywiście o ile technika marszu jest poprawna. Zrobiłem instruktora. Wciągnąłem się na tyle mocno, że po pracy szedłem do lasu, gdzie spędzałem ok 4-4,5 godzin. To wspaniała dyscyplina. Nie wymaga dużego nakładu pracy, a dużo daje w zamian.
No i tak wylądowałem któregoś dnia z siostrą na HARD DOG RACE, wspomniałem już o nim. Zanim jednak pojawiły się inne psy był wcale niełatwy epizod, czyli RUNMAGEDDON. Korona Runmageddon zrobiona, w tym roku również zrobiłem weterana Runmageddonu. A że poprzeczkę lubię sobie podnosić, usłyszawszy o Runmageddon Sahara i Kaukaz zapisałem się na te zawody następnego dnia. Poznałem człowieka, który brał udział w Runmageddon Kaukaz, opowiedział mi trochę o tym projekcie, a ja wpadłem. Oczywiście zacząłem się zastanawiać, co zrobiłem, przecież to impreza dużego kalibru i z pewnością niesamowita przygoda. A po chwili pomyślałem, dlaczego tego nie wykorzystać i nie zrobić czegoś dobrego przy okazji? Odezwałem się więc do znajomej fundacji, przedstawiłem koncepcje i zaczęliśmy pracę. Do tej pory zebraliśmy około 4500 zł. Pomagamy mamie Antosia. Antoś jest rehabilitowany po porażeniu mózgowym. I najfajniejsze w tym wszystkim jest to, że Antoś robi postępy, zaczyna mówić więc przekonuję się, że to co robię ma sens i przynosi realną pomoc. Spotkałem się z Antosiem i jego mamą podczas jednej z edycji Runmageddon.
AJ: Nie ukrywam Paweł, że taka postawa ujmuje. Trzymam bardzo kciuki za Twoje plany i ich realizację. Czyli przed Tobą Kaukaz.
PL: Tak. Trenuję codziennie, z jednym dniem przerwy w tygodniu. Biegnę pod koniec września. Do pokonania będzie 100 km w trzy dni. Runmageddon Kaukaz zorganizowany jest w Gruzji, w pięknym masywie Kazbeku, bieg odbywać się będzie na wysokości 2000-3500 m n.p.m. Spać będziemy w namiotach, temperatura może spadać do -7 stopni, musimy być przygotowani na wszystko. Deszcz, słońce, śnieg.
AJ: Będą medale?
PL: Nie mam parcia na lokaty, dla mnie celem będzie dotarcie do mety. Ci, którzy brali już udział w Kaukazie opowiadali o najpiękniejszych widokach, jakie mieli okazję podziwiać, o naturze, która ich otaczała.
AJ: Te widoki będziesz podziwiać już we wrześniu, a ja życzę Ci, abyś zebrał dla Antosia kwotę, jaka będzie potrzebna, aby wracał do zdrowia. I abyś zawsze domaszerował do swoich marzeń, tych najbliższych z chartami i husky przede wszystkim!
PL: Dzięki.
Kochani, jeśli chcecie przyłączyć się do Pawła, pomóc Antosiowi – odwiedźcie stronę fundacji i SZCZYTY MOŻLIWOŚCI, bo najzwyczajniej warto pomagać!