
autor: Piotr Łabiński
Chociaż codziennie okazuje się, że wcale nie taka mała.
Przychodzi i zabiera nam pewność siebie – świadomość, że jesteśmy u siebie, że świat jest przyjaznym, bezpiecznym i dobrym miejscem. Nie jest. Przez lata tak oswoiliśmy nasz świat, że staliśmy się niczym te dinozaury, które nie widziały, że leci w ich stronę kometa. Ta kometa właśnie na nas spadła i zmieniła obowiązujące reguły świata.
Skóra moich rąk od kilku dni pęka od kompulsywnego mycia i odkażania. Przestaliśmy podawać sobie ręce, witamy się z daleko posuniętą rezerwą i utrzymujemy większy niż zawsze dystans od drugiego człowieka. Okazało się bowiem, że największym wrogiem człowieka jest … drugi człowiek.
Nasza mała stabilizacja, albo strategie przetrwania.
Dorastaliśmy wierząc, że człowiek jest najlepszym schronieniem drugiego człowieka. Przyszło nam teraz zweryfikować ten paradygmat. Człowiek stał się dla drugiego człowieka zagrożeniem, pasem transmisyjnym choroby. Alienacja stała się jedną z oczywistych strategii przetrwania. Funkcjonując jako istoty społeczne, zostaliśmy skazani na samych siebie. Kto nie nabył umiejętności przebywania ze sobą samym, ten z pewnością przeżywa ten czas szczególnie dotkliwie. Media prześcigają się z zapewnianiem odpowiedniej dawki rozrywki, a wszystko to po to, żeby zagłuszyć ten przejmujący brak bliskości z drugim człowiekiem. Ratunkiem przed rozpaczą okazać się może emigracja wewnętrzna. To jest jedyny bezpieczny aktualnie kierunek.
autor: Agata Juszczyk
Niezmiennie biorę przykład z borzojów. Zawsze mówiłam, że są wyjątkowe. To najzwyczajniej moja rasa. Codziennie łazimy sobie po padoku, wąchamy las, nasze myśli i tropy dzikich zwierząt, które ośmieliły się pod osłoną nocy przemknąć przez naszą działkę. Drepczemy, przytulamy się jakby wolniej. Chartom nie towarzyszy niepewność, zwątpienie i obawa jutra. Biegają jak zwykle zaglądając mi co chwila w oczy.
Postarzało się to moje stado trochę. Z 16-tu mieszkańców na czterech łapach, 10 to psy powyżej dziewiątego roku życia. To moja największa obawa w dniu dzisiejszym. Obawa czy dam radę finansowo udźwignąć ich starość w czasach zarazy.
Odchodzenie jest nieuchronne i czeka każdego z nas. Jedyne co możemy zrobić, to być blisko. Pomóc jeśli będzie potrzeba. Nie jest to łatwy czas, jednak godność i duma z jaką charty znoszą wszystkie niedole życia, napawa mnie optymizmem. Da się, jeśli się chce. Razem wydreptaliśmy wiele – mój smutek i radość, łzy i uśmiechy, wzloty i upadki. Razem idziemy przed siebie, choć jest nas coraz mniej.
Nadeszły jednak czasy, że witać się z gośćmi nie mogę, bo najzwyczajniej ich nie ma, a jeśli już ktoś zbłądzi, to staję z rezerwą z dala. To dla mnie chyba najtrudniejsze – nie przytulić.
Przytulam się jednak do chartów, a raczej przytulamy się do siebie, bo one tego też potrzebują. Czują, że zrobiło się gęsto. Są uważniejsze, bardziej czujne. Zaczęły stać na straży, pilnować.
Chciałabym, by nadszedł już dzień, w którym znów będę przytulać się do ludzi. Dzień, w którym znów będę wykrzykiwać – Kochani, zupka gotowa! Trochę jednak trzeba będzie poczekać na te smaki Lisiej Nory. Zioła z pewnością dojrzeją, kury będą znosić jajka, a ocet nabierze siły. Nadejdzie ten dzień, bo wszyscy tego bardzo chcemy. Teraz musimy tylko bezpiecznie #zostańwdomu, by móc cieszyć się sobą niebawem.
Kochani,
trzymajcie się ciepło i zdrowo w czasach zarazy. Przytulajcie konie, psy i koty. Pozytywną myślą naprawiajcie świat i nie ulegajcie zwątpieniu. Z serca wygrzebujcie tylko pozytywne emocje, bo szczególnie dziś są one bardzo potrzebne. Do zobaczenia!