Tego lata w bardzo psim miejscu, czyli siedlisku Lisia Nora w Biskupicach gościliśmy Sylwię Najsztub. Warsztaty z Sylwią nie są sztampowe i wzbudzają wiele emocji. Pewnie taka sama będzie ta rozmowa. O psach oczywiście!
Agata Juszczyk: – Parzę właśnie kawę. Sylwia, mała czarna? Cukier, mleko?
Sylwia Najsztub: – Mała czarna, bez mleka, z odrobiną cukru.
AJ: – Całkiem niedawno spotkałyśmy się w Biskupicach na Twoich warsztatach o psich emocjach i komunikacji. Dziś siedzę w cudnym T-shirt fundacji Duch Leona z napisem NIE HISTERYZUJ. Czy naprawdę histeryzujemy w relacjach z psami?
SN: – Przeogromnie. Nie rozumiemy psów, nie staramy się nawet ich zrozumieć, tylko krzyczymy NIE. Nie podchodź do innego psa, niech inny pies nie podchodzi. Nie patrz tam! Patrz na mnie. Nie idź tam. Nie wąchaj tego. Nie jedz tego. Nie tarzaj się. Nie wchodź do kałuży. Siad, stój, leż. Trzy obroże, szelki antyucieczkowe, dwie smycze itd. Dużo tego.
AJ: – Ty nie krzyczałaś? Jaka jest Twoja psia historia? Pamiętasz swojego pierwszego psa?
SN: – Nie :-). Od dziecka wychowywałam się z psami i pamiętam wszystkie moje psy. Pierwszy taki własny to był Baca, którego dostałam od siostry mojej mamy. Miałam 7 lat, przeprowadziliśmy się do bloku. Psy zostały u babci, a ja ciągle męczyłam rodziców o swojego własnego. W końcu ciocia przywiozła mi szczeniaka czarnego pudla, który niestety zachorował na parwo i umarł w wieku 6 miesięcy. Zaraz potem znalazłam dwa maleńkie szczeniaki na śmietniku. Jednego wziął mój równie wiekowy kolega, a drugiego ja. Niestety mama kazała mi go wynieść tam gdzie był. Zaniosłam więc szczeniaczka do sąsiada na przechowanie. Sąsiad był bardzo porządnym człowiekiem. Hodował rybki i miał cały dom w akwariach. Włożył szczeniaka do ogromnego pustego akwarium i tam go przechowywał, karmiąc pipetką, bo był taki maleńki. Ciągle tam znikałam i po kilku dniach mama pękła, a Baca wylądował u mnie w pokoju. Był ze mną kilkanaście lat. Chodził ze mną do szkoły, na religię, jeździł do stajni i na wakacje. Chodził głównie bez smyczy. Takie były czasy. Nawet autobusem jeździł bez smyczy. Wtedy ogólnie ludzie nie histeryzowali, a jeśli już, to na pewno nie w takim stopniu. Zresztą, sama pewnie to wiesz.
AJ: – Tak. Kiedyś pies był samodzielną jednostką. Dziś ma socjalizować się na każdym kroku, znosić wszystko, sikać na gwizdek i chodzić jak maszyna. Smutne to trochę, tym bardziej, że jak grzyby po deszczu powstają szkoły dla psów, pojawia się coraz więcej trenerów, szkoleniowców, którzy wymagają. Wymagają, a pies w tym przebodźcowanym świecie zaczyna się frustrować coraz bardziej. Szkoleniowca zastępujemy innym szkoleniowcem, obrożę zastępujemy szelkami, potem kolejny trener wspomina już o obroży elektrycznej. Znamienne jest również to, że psy w miastach mają coraz większy problem z komunikacją, podczas gdy wiejskie Burki włóczą się zgodnie po okolicach. Czy za naszą głupotę muszą płacić psy? Czym kierować się, aby nie trafić w ręce trenera, który przyłoży się do pogłębiania problemów u naszego psa? I czy tylko psy wolne potrafią się komunikować?
SN: – Za głupotę zawsze ktoś płaci, a w tych relacjach najczęściej pies. Aktualny trend szkoleniowy jest taki, że pies poza właścicielem ma nie widzieć świata. I nie widzi. Nie pozwalamy mu doświadczać, spędzać czasu z innymi psami, bawić się, uczyć, popełniać błędów, radzić sobie w różnych sytuacjach. Do tego od szczeniaka każemy mu ciągle patrzeć na siebie, nie spuszczamy ze smyczy, zamykamy w mieszkaniu na 23 godziny albo dłużej. W ten sposób wychowujemy’ kalekę. Pod względem psychicznym i fizycznym.
Jeśli ktoś lubi swojego psa, to będzie starał się go zrozumieć i zaspokajać jego PRAWDZIWE potrzeby. Wtedy nie trzeba korzystać z żadnych szkół i trenerów. Ty chodzisz ze swoimi psami do jakiejś szkółki? Wszystkie psy potrafią się komunikować. Ta komunikacja może się nam, czy innym psom nie podobać, ale to nie znaczy, że jej nie ma.
AJ: – Nigdzie nie chodzę z moimi psami. Uważam, że one tego nie potrzebują. Ale czy to nie jest tak, że nasze psy mają miejsce, mają inne psy i przede wszystkim mają wybór? Nie każdy pies go ma, bo nie każdy mieszka w takich warunkach jak nasze – duże przestrzenie, wolność. Czy w/g Ciebie pies w bloku jest skazany na frustracje i problemy? Czy właściciel zaspokajając jego potrzeby, może mieć psa przyjaciela, może budować więź? Gdzie jest ta granica?
SN: – No właśnie. Twoje psy tego nie potrzebują, bo mają zapewnione to, czego pies najbardziej potrzebuje. Większość psów tego nie ma i cierpi. Dlatego uważam, że psów jest o ponad połowę za dużo. W większości psy w mieście mają straszne życie, choć oczywiście są takie, które się tam odnajdują. Mają opiekunów, którzy zapewniają im odpowiednią dawkę spacerów w spokojnych miejscach, poza miastem lub w dużych, zróżnicowanych parkach. Dbają, żeby te spacery nie odbywały się tylko na smyczy i po chodnikach. Ich psy mają zapewniony swobodny ruch. Nie siedzą też same 10 godzin itd. Wbrew pozorom takich opiekunów jest bardzo niewielu. Większość ‚kocha’ swoje pieski wtedy, kiedy ma na to ochotę. Na pewno są psy, które absolutnie nie powinny mieszkać w mieście. I to są duże psy, np. takie jak te moje. One potrzebują do życia przestrzeni, a dla wielu ludzi jest to zupełnie niezrozumiały zwrot. Chcą mieć takiego psa, jaki im się podoba i już. Kto im zabroni. Oczywiście pies jako istota w tych decyzjach nie ma żadnego znaczenia. Nie jest podmiotem. Jest tylko przedmiotem pożądania.
A z tą więzią, to jest takie gadanie. Jak tego psa nie lubisz naprawdę i tylko zaspokajasz własne fanaberie, to żadnej więzi nie stworzysz. Jeśli lubisz swojego psa, traktujesz jak partnera, to ta więź po prostu jest. Ona sama się tworzy. Ludzie myślą, że stworzą tę więź przez ciągłe wpychanie żarcia w psie gardło, pójdą z nim na szkolenie, zaczną z nim trenować jakiś sport. Nie stworzysz przecież relacji z dzieckiem każąc mu grać na skrzypkach, ani z partnerem tylko poprzez chodzenie z nim do knajpy na obiad. Relacja to coś zdecydowanie więcej. To jest w każdym naszym oddechu, dotyku, w uważności, czułości, w sposobie mówienia, w stawianiu granic i byciu elastycznym. Myślę, że dzisiaj mylimy więź z uwięzią.
AJ: – Wkraczasz na grząski grunt. Chcesz powiedzieć, że jest coś więcej niż siad, waruj, nagroda-smaczek i ‚dobry pies’? Że można nie uczyć przywołania, a pies i tak będzie się nas trzymał lub przychodził, albo robił po prostu to, o czym pomyślimy? Uważasz, że można się nie kształcić w psiej materii i mieć wspaniałego psa, bo naszą relację opieramy na tym, co czujemy? Trudno to wypośrodkować, bo albo pies jest maszynką, albo nadgorliwie kochamy go zasypując nakazami, bo tak mówi szkoleniowiec. Jaka jest Twoja recepta na dobrego psa? Żyjesz z dużymi psami po przejściach, a stado liczy kilkadziesiąt sztuk. Czy pomaga Ci w tym duch Leona? Ghostbusters?
SN: – Moja babcia, ani ciocie i wujkowie nie korzystali ze szkół dla psów i porad behawiorystów. Nie trenowali przywołań, a ich psy wszędzie za nimi chodziły, nie zwiewały w siną dal, dobrze komunikowały się z innymi psami. Jak miały odejść od stołu, to odchodziły. Wszystkie, które pamiętam umiały siadać i położyć się, jeśli je o to poproszono. Wiedziały, że nie goni się kotów, kur, rowerów i nie ujada na konie, krowy i samochody. Jak ktoś przychodził w odwiedziny, to normalnie wchodził bez obawy, że któryś z psów ugryzie. Jeśli jednak wpakujesz psa w kompletnie nienaturalne dla niego warunki, do tego postawisz mu abstrakcyjne, z punktu widzenia psa, wymagania, to nie dziw się, że zwariuje. Będzie sfrustrowany, przerażony, zacznie przejawiać zachowania kompulsywne, agresywne, mieć depresję itd. Uważam, że przede wszystkim należy być uważnym oraz używać rozumu i intuicji. Pies jest psem i potrzebuje tego, co psie. Nie wymyślnej fryzury i perfum we flakoniku , tylko wygodnego dla niego strzyżenia, jeśli ma długi włos i tarzania się w różnych, nie zawsze przyjemnych dla ludzkiego nosa, świństwach. Osobiście nie skupiam się na uczeniu moich psów przywołania, raczej samo to wychodzi. One po prostu idą za mną, bo lubią, bo czują się bezpieczne, bo mogą smakować życie. Oczywiście czasami się wściekamy na siebie z różnych powodów, ale to normalne sytuacje jak się z kimś koegzystuje. Oczywiście, że nie zamykam ich w kojcach. Mieszkają w domu albo w drugim budynku. Duch Leona na pewno czuwa nad tym wszystkim, ale na pewno nie powiem kim był/jest dla mnie, bo to dopiero byłoby wejście na grząski grunt.
AJ: – Nie znam Cię długo, ale mam wrażenie, że tak jak ja lubisz grząski grunt. Dawaj, powiedz coś więcej o Duchu Leona. Kiedy powstała fundacja, co ma na celu? Nie trafiają do Ciebie grzeczne pieski. Może inaczej, trafiają dość mocno skrzywdzone.
SN: -Fundacja jako taka istnieje ponad 6 lat, ale wcześniej robiłam to samo, tyle, że za własne pieniądze. Duch Leona powstał przede wszystkim, żeby pomagać owczarkom środkowoazjatyckim, do których mam słabość. Ostatecznie jednak pomagam psom dużym, albo raczej bardzo dużym z problemem agresji oraz starym, chorym psom w tym typie. Czyli takim, które są nieadopcyjne i zazwyczaj kończą dostając dawkę morbitalu. Już samo zabranie psa z klatki, danie mu przestrzeni i wyboru, z jego punktu widzenia jest zmianą in plus. Jeśli natomiast pytasz, czy wszystkie staną się adopcyjne, to nie. Większość z nich, to psy, które mają na koncie porządne pogryzienia ludzi lub pogryzienia/zagryzienia innych psów. One będąc u mnie dochodzą do takiego poziomu, że same zaczynają brać udział w zajęciach jako psi terapeuci. Nie są to jednak psy, które da się wyadoptować z powodu tzw czynnika ludzkiego. Większość ludzi nie rozumie psiej komunikacji, popełnia masę błędów, a takie psy mogą wybaczać przez pewien czas, ale w końcu przestaną i wrócą do zachowań prezentowanych wcześniej. To nie będzie ich wina, tylko wina człowieka, ale kogo to obchodzi. Poza tym ja bardzo cenię asertywność i samodzielne myślenie, a przeciętny opiekun chce mieć psa, który będzie bezmyślnie wykonywał jego polecenia.
AJ: – Nie boisz się czasami? Azjaty to duże psy, a Ty często jesteś proszona do przypadków beznadziejnych. Są takie w/g Ciebie?
SN: – Oczywiście, że czasami się boję. Gdyby tak nie było, to pewnie byśmy nie rozmawiały.
Jeśli chodzi o samego psa i przypadki beznadziejne, to jest to niezwykła rzadkość. W sumie odmówiłam pracy dosłownie z 4 psami i wszystkie dobrze pamiętam. Niestety jeśli chodzi o czynnik ludzki, to takich przypadków jest już dużo. Trafiają do mnie psy, które naprawdę potrafią gryźć, część z nich jest lub była tego uczona i nad tymi psami nikt nie panuje. Mieszkają w mieście, w blokach, są naprawdę niebezpieczne. Wiem, że gdyby były u mnie lub u kogoś, kto ma wiedzę i warunki mogłyby być normalne, ale tam gdzie są i z tymi opiekunami, nie ma szans powodzenia.
AJ: – Czego wymagasz od właściciela psa, który chce adoptować azjatę?
SN: – Odpowiednich warunków – przestrzeni, a nie ogródka 500 m w środku osiedla domków jednorodzinnych. Bliskości terenów odpowiednich do spacerów, takich, gdzie można bezpiecznie chodzić z psem bez smyczy. W przypadku psów, które są fanami wody, chcę, żeby w okolicy była jakaś ‚żywa woda”- rzeczka, jezioro, staw. Poza tym, oczywiście odpowiedniego podejścia do psa, czyli pies mieszka w domu, codziennie chodzi na spacery, ma w domu, w spokojnym zacisznym miejscu wygodny materac odpowiedni do swojej wielkości. Nie zostaje sam na 8-10 godz. Właściwie zawsze chcę, żeby miał towarzystwo innego psa i odpowiednio dobieram psy do siebie. Zwracam uwagę na sposób karmienia, wyjazdy, dzieci itd. Sporo różnych aspektów biorę pod uwagę. Również charakter przyszłego opiekuna. Osoby histeryczne odpadają.
AJ: – Osoby histeryczne nie powinny mieć wcale zwierząt. Sylwia, nie byłabym sobą gdybym nie spytała Cię o charty. Miałaś borzoje, charty polskie. Dlaczego azjaty skradły Twoje serce, a nie charty?
SN: – Jest kilka typów psów, które bardzo mi się podobają eksterierowo. Charty uwielbiam, ale niestety nie mogę ich mieć przy tego rodzaju psach jakie do mnie przychodzą. Chart jest fizycznie bardzo wrażliwy. To takie porcelanowe psy. Wyobraź sobie teraz, że co chwila wrzucam im na głowę jakiegoś kolesia, który jest o wiele cięższy od nich i niedelikatny. To byłoby bardzo nie w porządku. Azjata ma jednak inny próg bólowy. Druga sprawa to polowania. Chodzę na spacery z dużą ilością psów i nie chcę, żeby one kłusowały i zabijały zwierzynę. Kiedy miałam stado moich własnych psów, to była zupełnie inna sytuacja. Kazik, mój chart raz złapał w Wilanowie zająca, którego goniły inne psy. Przyniósł mi go bardzo delikatnie i pilnował, żeby nic mu się nie stało. On był przyzwyczajony do królika, z którym mieszkał i którego bardzo lubił. Nawet spały razem. Nie miał ochoty zabijać zajęcy. Jednak, żeby mieć takiego charta, trzeba w to włożyć mnóstwo pracy, a ja nie mam czasu, bo muszę zajmować się psami, które ludzie zniszczyli i wyrzucili.
AJ: – Jeśli kogoś kochasz, daj mu wolność. Jeśli wróci, jest Twój na zawsze – piękna sentencja o miłości Salomona ciśnie mi się na usta i pewnie wybrzmiewała w naszych głowach podczas rozmowy. Sylwia, mogę rozmawiać z Tobą w nieskończoność, pozwolisz jednak abyśmy zostawiły naszą dalszą rozmowę na kolejne odcinki? Bardzo Ci dziękuję za rozmowę i poświęcony czas. Wiem, że psy wzywają. Dziękuję.
ps. Pod opieką fundacji jest w chwili obecnej 60 psów, u Sylwii mieszka 43. Jeśli kiedykolwiek chcielibyście wspomóc psią organizację, to Ducha Leona na pewno warto!
Zajrzyjcie na ich stronę!
duchleona.pl
SWIFT: WBKPPLPP