
autor: Gabriela Kaszuba
artykuł ukazał się we wrocławskim magazynie ekologiczno-łowieckim PASJE nr.2(12)/2021
zdjęcia, jak i piękne rzeźby pochodzą ze zbiorów autorki
Wśród rzeźb animalistów XIX wieku spotykamy również prace z dziedziny kynologii. Wśród psiej braci szczególne miejsce zajmują charty. Te niezwykle smukłe, szybkie i skuteczne psy uwieczniał w różnych tworzywach mistrz nad mistrze – Pierre Jules Mêne. Połączenie oka i ręki mistrza z charakterystyczną esowatą sylwetką chartów dało niezwykłe efekty.
Czasy, w których żył Pierre Jules Mêne (1810-1879), były okresem olbrzymiej fascynacji polowaniami z chartami i ich zaletami polowymi. W różnych krajach ustalone były odrębne typy tych psów, dostosowane do warunków, w jakich polowały – rodzaju podłoża, ukształtowania terenu, a także zwierzyny, z którą przyszło im się mierzyć. Francja, która jest ojczyzną wielu psów z grup gończych, legawców i psów wodnych, oprócz nich zafascynowała się małą odmianą włoskiego charta, idealnego do towarzyszenia damom, zwanego piccolo levriero italiano. Nie znaczy to, że charty typowo użytkowe nie były tam znane. Owszem tak, na płótnach i grafikach francuskich mistrzów często znajdujemy charcie sylwetki, zarówno w pracy lub odpoczywające po łowach, jak i towarzyszące swoim możnym właścicielom. Odnajdziemy na nich charty zarówno typu zachodniego, jak i wschodniego, krótko-, półdługo- i szorstkowłose.
Arcymistrz z dłutem z ręku
Ale wróćmy do Pierre’a Jules’a Mêne. Urodził się w Paryżu 25 marca 1810 r., a zmarł, przeżywszy 69 lat – 20 maja 1879 roku. Mimo niezbyt długiego życia zostawił po sobie wiele dzieł, które przeszły do historii światowego rzeźbiarstwa. Co ciekawe, nie zachował się żaden z portretów artysty. Pierre Jules był synem
zamożnego tokarza Dominique’a Mêne i to ojciec zaszczepił w nim zamiłowanie do obróbki metali. Młody Mêne był uzdolniony plastycznie, co ułatwiło mu robienie pierwszych szkiców z natury. Po wstępnej nauce Mêne junior doskonalił swój warsztat, pracując jako modelarz dla producentów
porcelany. Jego prace, w tym nasze tytułowe charty w różnych pozach, zaklęte w porcelanie wypuszczała
m.in. manufaktura Nymphenburg. Szczególnie piękne są te krystalicznie białe.
Mêne był bardzo utalentowanym obserwatorem przyrody, którą lubił podpatrywać, fascynując się ruchem i charakterystycznymi pozami przedstawicieli fauny – zarówno zwierząt dzikich, jak i domowych.
Często modelami jego prac były krowy, byki, kozy, owce, konie i oczywiście psy. Motywy te były bardzo modne w okresie Drugiego Cesarstwa, którego początek wyznaczała koronacja na Cesarza Francji Napoleona III w roku 1852, a kończyła klęska w wojnie francusko-pruskiej we wrześniu 1870 roku i proklamacja III Republiki Francuskiej. Mêne należał do francuskiej szkoły rzeźbiarzy animalistów wraz z wielkimi artystami tamtych czasów: Rosą Bonheur, Paulem Edouardem Delabrierre, Pierre’em Louisem Rouillardem, Antoine’em-Louisem Barye, jego synem Alfredem i zięciem Augustem Caïnem, a także François Pomponem.
Mistrz małych form
Mêne wyspecjalizował się w rzeźbach niewielkich, przeznaczonych do dekoracji wnętrz. Nie znajdziemy więc żadnego pomnika jego autorstwa, co było domeną współczesnych mu rzeźbiarzy. To właśnie
małe formy rzeźbiarskie wymagały szczególnej precyzji i cyzelowania, po odlaniu, każdego przedmiotu
z osobna. To nadawało swoisty sznyt jego ostatecznym dziełom, zapewniając im walory estetyczne
i popyt wśród XIX-wiecznej mieszczańskiej klienteli. To dla nich powstawały liczne kopie niemal każdej
z rzeźb. W popularności konkurował jedynie z Antoine’em-Louisem Barye, który był artystą równie
płodnym.
Mêne uważany był za eksperta w odlewaniu figur metodą traconego wosku, określaną czasem jako metoda „cire perdue”.
Droga do sławy
Pierre Jules Mêne założył własną odlewnię w 1837 roku, a już rok później wystawił po raz pierwszy swoje
prace w Salonie Paryskim, zdobywając czterokrotnie medale (w tym dwukrotnie pierwszej klasy) i zyskując powszechne uznanie i poklask. W 1861 roku otrzymał Krzyż Legii Honorowej i dwa medale pierwszej klasy na wystawach londyńskich w 1855 i 1861 roku. Po raz pierwszy w Londynie rzeźby Mêne pokazane zostały w roku 1849 przez Ernesta Gamberta. Wtedy droga do sławy stanęła przed nim otworem. Wkrótce połączył siły z Rene Compairem, skupiając się na rzeźbach zwierząt, które obserwowali w Jardin des Plantes. Pokłosiem coraz większej sławy było wydanie katalogu prac artysty. Jego zięć Auguste Cain, podzielał zainteresowania teścia i sam stał się również bardzo cenionym rzeźbiarzem. Po śmierci Pierre’a Jules’a Mêne to właśnie Cain dalej odlewał jego rzeźby.
Sentymentalista
W swojej twórczości Mêne ewoluował w stronę eliminowania lub znacznego łagodzenia scen przemocy w łowiectwie i w świecie dzikiej przyrody. Choć jedno z jego bardziej znanych dzieł „Psy gończe osaczające odyńca” jest wyraźnie nacechowane agresją, to w późniejszym czasie unikał takich emocji. Realizmowi przyrodniczemu hołdował jego przyjaciel i rywal na polu sztuki Antoin-Louis Barye. Mêne fascynowała delikatność i naturalna forma prezentowana przez wybitnych malarzy XIX wieku, w szczególności sir Edwina Landseera i Carle’a Verneta. Choć pewne prace szkoły landseerowskiej można nazwać emocjonalno-sentymentalnymi, to były one z pewnością inspiracją do rzeźby Mêne zatytułowanej „Po
polowaniu w Szkocji”. Od Verneta Mêne zapożyczył fascynacje ruchem i charakterystycznymi pozami
zwierząt. To właśnie te inspiracje i talent w podglądaniu żywych zwierząt wyniosły Pierre’a Jules’a Mêne
na piedestał wśród rzeźbiarzy animalistów.
Chart użytkowy
Przedstawiony przez naszego bohatera typowy chart typu zachodniego – być może greyhound lub whippet – jest głównym bohaterem maleńkiej rzeźby. Jej podstawa ma 9,5 cm długości i 4,5 cm szerokości, a wysokość wynosi 6,5 cm. To niewielki przedmiot w porównaniu z innymi przedstawieniami chartów tego autora.
Pies ujęty jest w charakterystycznej pozie – w pozycji stojącej, pomimo tego, że właśnie ogryza kość.
Nota bene jest jedną z kilku innych rzeźb, na których przedstawione są psy myśliwskie właśnie z tym atrybutem. Napiszę o nich w kolejnej części opowieści o psach myśliwskich w twórczości Pierre’a Jules’a
Mêne. Ale powróćmy do naszego czworonożnego bohatera. Uchwycenie charta w pozycji stojącej, choć psy raczej lubią ogryzać kości leżąc, miało w zamyśle autora zwrócić uwagę na cechy charakterystyczne tej grupy psów. Nasz model jest krótkowłosy, doskonale umięśniony i o suchej sylwetce. Ma
wyraźnie zaznaczone łopatki i ramiona, mocny kręgosłup, wygarbiony lekko w partii lędźwiowej, lekko
opadający zad i długi ogon, o którym nasz wieszcz Adam Mickiewicz napisał, że „ogon chartom dodaje
do pędu…”. Jego długość też wyraźnie wskazuje na to, że był to chart z któregoś z krajów Zachodu. Pies
ma świetnie ukątowane, silne kończyny tylne, dające mocny napęd podczas galopu i owalne, doskonale wysklepione stopy. Rzeźba oddaje nawet takie szczegóły jak ostre pazury, którymi chart przytrzymuje kość, dachowo ułożone uszy, mocne uzębienie z silnymi kłami i sześcioma siekaczami zarówno w szczęce, jak i w żuchwie. Długą, świetnie wychodzącą z łopatek szyję, kolejną charcią cechę charakterystyczną, opasano szeroką obrożą, zapinaną na sprzączkę bez charakterystycznego kółka do zesmyczenia psów idących w pole. To również świadczy, że chart służący za model do rzeźby był już po pracy.
Rzeźba posiada sygnaturę autora P.J. Mêne. Czasem możemy spotkać przedmioty sygnowane odwrotną
kolejnością imion autora.
Pieski „na łonach dam pieszczone”
W XIX wieku brukowane ulice dawnego Paryża, Londynu, Warszawy, Krakowa, Wilna czy Lwowa
przemierzały konne dorożki, a w nich na kolanach bogatych mieszczek siedziały małe pieski pokojowe, jak je wówczas zwano: lewretki, wyżełki angielskie, mopsy, bolończyki i sznurowe pudle. Owe lewretki to małe, filigranowe charciki włoskie – zwane tak od włoskiej nazwy rasy piccolo levriero italiano,
a angielskie wyżełki karłowate to ni mniej, ni więcej, dzisiejsze miniaturowe spaniele, zwane też z angielska toy spanielami.
Oba psy, uchwycone przez artystę podczas zabawy na dywanie, zniszczyły wachlarz, co jednak nie zaburzyło ich radosnych harców. Toy spaniel o bogatym włosie i nieco dłuższej kufie – odróżniającej
odmianę cavalier od king charles – jest pieskiem maleńkim, w przeciwieństwie do znacznie większego charcika. W tamtych czasach charciki nie były tak delikatne i „kruche” w wyrazie jak dzisiaj. Nie tak dawno były wszak psami użytkowymi, a ich mniejsi bracia skradli serca możnych Włoszek.
W odróżnieniu od charta użytkowego, Mêne mistrzowsko oddał również cechy charakterystyczne
charcika. Charcik włoski nie był już wówczas psem użytkowym, ale psem do towarzystwa – delikatnym
i o bardzo specyficznej, sobie tylko właściwej sylwetce – stąd nazwa rasy: nie chart, a charcik.
Jego sylwetka jest wyraźnie kwadratowa, ogon znacznie krótszy niż u użytkowego kuzyna, kościec
delikatny, ale stopy zwarte, pięknie wyrzeźbione, a grzbiet prosty z opadającym zadem. Piesek ma silne
ramiona i zaznaczoną rękojeść mostka, płaską klatkę piersiową, charakterystyczne podkasanie, szerokie
uda i świetną postawę kończyn. Wyrazista jest też jego głowa, delikatna, dobrze rzeźbiona pod oczami,
owalne (nie wyłupiaste) oczy i wesoło wzniesione, cieniutkie płatki uszu. Szyję charcika zdobi niezbyt
szeroka obroża z cienkiej skórki, zapinana na złotą kłódeczkę. Takie ozdoby były nieraz bardzo cenne,
wykonywane z najlepszych materiałów – jedwabiu, miękkiej skóry, ozdabiane inicjałami właścicielki, drogimi kamieniami i często złocone lub ze srebra. Popularności małym spanielom dodały odmiany kolorystyczne. Poszczególne odmiany zapożyczały szumne nazwy od możnych osób lub od królewskich posiadłości. I tak, najbardziej dziś popularne biało-rude psy nosiły nazwę Blenheim – od zamku o tej nazwie, gdzie były szczególnie licznie hodowane; Prince-Charles – trójkolorowe, z mniejszą lub większą ilością bieli i soczystymi podpalaniami nazwane zostały na cześć księcia Charlesa; Ruby – od jednostajnie czerwono-rudej maści, porównywanej do cennych i pięknie szlifowanych rubinów w królewskim pierścieniu; natomiast odmiana King Charles miała niczym królewskie szaty – czarny płaszcz i czerwone, ogniste podpalania.
Charciki włoskie, tak chętnie przedstawiane również w porcelanie figuralnej, były zazwyczaj szaro – niebieskie, izabelowate lub lakowo-czarne. Na kontynencie jednomaściste lub tylko z niewielkimi białymi znaczeniami na klatce piersiowej i koniuszkach palców. Białe znaczenia, tutaj ganione, polubili właściciele i hodowcy zza Oceanu. Dzisiaj prace Pierre’a Jules’a Mêne zdobią muzea Luwru, Oksfordu, Ashmolean, Metropolitan, R.W. Norton Art. Galery i wiele innych. W Polsce możemy podziwiać te szczególnie nas interesujące – łowieckie i kynologiczne – w Muzeum Łowiectwa i Jeździectwa
w Łazienkach Królewskich w Warszawie.
Również współcześnie wiele z prac artysty osiąga całkiem spore ceny na rynku antykwarycznym.
Najczęściej odlane w ulubionym tworzywie – różnej barwy brązie lub mosiądzu brązowionym, ale także z porcelany, możemy spotkać w antykwariatach i na aukcjach niemal na wszystkich kontynentach. O tym,
że rzeźby Pierre’a Jules’a są nadal chętnie widziane jako dekoracje salonów, świadczy to, że od końca lat
90. XX wieku, chińskie wytwórnie powielają je nadal w szlachetnych tworzywach, opatrując charakterystyczną sygnaturą. Również rosyjskie odlewnie kopiowały jego prace. Można je łatwo rozpoznać po tabliczce znamionowej, pisanej cyrylicą i umieszczanej na spodzie podstawy.
Po śmierci artysty francuska firma Susse Freres, ta sama, która wyprodukowała aparat dagerotypowy,
nabyła prawa do reprodukcji jego dzieł, sygnując je napisem „Susse foundeur éditeur, Paris”. Prace artysty wypuszczały też odlewnie – francuska Ferdinanda Barbedienne i dwie szkockie Coalbrookdale i Falkirk, które pracowały w żeliwie i rzadziej w brązie. Warto rozejrzeć się czasem za nimi w galeriach, na aukcjach i w antykwariatach. Mnie trudno oprzeć się kolejnym zakupom prac tego wybitnego autora.